Aconcagua (6962 m n.p.m.)
Wznosząca się w południowych Andach Aconcagua jest najwyższą górą na Ziemi poza kontynentem azjatyckim. Leży w Ameryce Południowej na obszarze Argentyny, nieco ponad 110 km na północny zachód od miasta Mendozy. Po Evereście, jest drugim co do wysokości (z siedmiu) najwyższym szczytem zaliczanym do Korony Ziemi.
Dla wielu pasjonatów górskich, którzy z roku na rok pną się coraz wyżej, pokonują coraz poważniejsze wyzwania i chcą zdobyć Koronę Ziemi, Aconcagua jest naturalną koleją rzeczy. Przynajmniej tak było w moim przypadku, gdy po zdobyciu Kilimandżaro (5895 m n.p.m.) w sierpniu 2016 roku za następny cel postawiłem sobie właśnie Aconcaguę. Nie jest to góra trudna technicznie. Bywa natomiast posępna i surowa, a nawiedzające ją silne wiatry wiejące znad oceanu stanowią główną (obok choroby wysokościowej) przeszkodę podczas zdobywania szczytu. Wiele przyjezdnych osób jest nieprzygotowanych na zimno i wysokość, z którymi przychodzi im się zmierzyć w drodze na szczyt.
Na wierzchołek góry wiodą różne trasy. Zdecydowana większość wspinaczy wybiera drogę normalną, która wiedzie przez dolinę Horcones. Dochodzi się nią od południa, wędrując około 36 km rzeczną doliną do obozu bazowego Plaza de Mulas skąd rozpoczyna się właściwą akcję górską. Nasz zespół sześcioosobowy, któremu przewodził Ryszard Pawłowski również zdecydował się na tą drogę.
Zanim jednak wyruszy się na szlak trzeba zawitać do Mendozy, gdzie załatwia się niezbędne formalności i odbiera pozwolenie na wspinaczkę. Z Mendozy udaliśmy się do Los Penitentes, ośrodka narciarskiego z kolejką linową i kilkoma hotelami leżącego na wysokości 2580 m. Tu przepakowaliśmy nasze bagaże i zdecydowana większość z nich pojechała następnego dnia na mułach do bazy Plaza de Mulas. My wykorzystaliśmy ten postój na wędrówkę po okolicznych górach celem rozpoczęcia procesu aklimatyzacji. Po wszystkich członkach zespołu widać było pełne skupienie i determinację a w głowach kłębiły się myśli o tym co nas czeka. Czy pogoda dopisze? Czy starczy sił? Czy wszystko się uda? Czy wejdziemy na szczyt?
Trekking do bazy
Droga normalna rozpoczyna się około 10 km od Los Penitentes. Bramy Parku Narodowego Aconcagua przekroczyliśmy 7 lutego 2017 roku o godz. 17:30. Po załatwieniu wszystkich formalności ruszyliśmy w głąb doliny Horcones. Na początku szlaku, w pobliżu posterunku parkowych strażników znajduje się miejsce postojowe dla helikoptera wykorzystywanego do zwożenia droga powietrzną chorych i zranionych wspinaczy, przewożenia sprzętu medycznego czy też awaryjnego zaopatrywania obozów bazowych. Maszerując po wąwozie Quebrada de Horcones dobrze wyznaczoną ścieżką mija się jezioro Laguna de Horcones po czym przechodzi się przez charakterystyczny most przecinający rzekę Rio Horcones, który został zbudowany podczas kręcenia filmu „Siedem lat w Tybecie”. Za mostem ścieżka początkowo podąża wzdłuż wschodniego brzegu rzeki, po czym odbija od niego wznosząc się stromo przez głazowisko szarych wapieni. Celem pierwszego dnia było dotarcie do obozu Confluencia znajdującego się na wysokości 3400 m.
Następny dzień przeznaczyliśmy na wyjście aklimatyzacyjnego do Plaza Francia. Aklimatyzacja na niższych wysokościach jest tak samo ważna, a nawet ważniejsza, jak ta na dużych wysokościach. Plaza Francia to słabo wyznaczony obóz w pobliżu południowej ściany Aconcagui na wysokości około 4200 m. Można tam odczuć ogrom Aconcagui stojąc przy niemal trzytysięcznej wysokości i siedmiotysięcznej szerokości ścianie ze skał, śniegu i lodu.
9 lutego 2017 roku wyruszyliśmy wczesnym rankiem z Confluencia do obozu bazowego Plaza de Mullas. Do pokonania mieliśmy 15 km drogi i 900 m przewyższenia, z czego ponad połowa wiodła niemal płaskim pustynnym dnem doliny Horcones, a na koniec zostało podejście piargami na wysokość 4300 m.
Plaza de Mulas
Do Plaza de Mulas (4300 m) dotarliśmy o godz. 15:00 po 6,5 godzinach marszu. To tu dopiero zaczyna się prawdziwe zdobywanie Aconcaguy. Tego dnia zarejestrowaliśmy się w bazie i przeszliśmy badania lekarskie. Baza wygląda jak małe miasteczko górskie. W szczycie sezonu można znaleźć tu ponad sto namiotów i kilkadziesiąt namiotów-jadalni, a przebywać może w tym miejscu kilkaset osób.
Powyżej Plaza de Mulas, w drodze na szczyt, usytuowane są cztery obozy pośrednie:
• Canada (4900 m),
• Nido de Condores (5350 m),
• Berlin (5850 m) lub Plaza Colera (5900 m).
W żadnym z wyższych obozów nie było wody pitnej. Trzeba było zbierać i topić śnieg, co nie zawsze było zadaniem łatwym, z racji ograniczonych pokładów czystego śniegu. Wraz ze wzrostem wysokości coraz większe znaczenie odgrywały nocne temperatury i ochładzający wpływ wiatru. Zimno zapędzało wszystkich do śpiworów zaraz po zachodzie słońca. Niewiele osób odważało się z nich wyjść zanim słońce ponownie oświetliło namioty.
Akcja górska
Do obozu Nido de Condores nacisk kładziony był na spokojny marsz, aklimatyzację, transport depozytu na górę i powrót na nocleg do niższego obozu. Za obozem Nido de Condores ten schemat się zmienił. Po dotarciu do biwaku Berlin/Plaza Colera celem stało się wejście na szczyt.
W moim przypadku akcja górska przebiegła następująco:
9 luty (czwartek): Przybycie do Plaza de Mulas (4300 m).
10 luty (piątek): Odpoczynek w Plaza de Mulas (4300 m).
11 luty (sobota): Wynoszenie depozytu (wyjście aklimatyzacyjne) do Nido de Condores (5400 m).
12 luty (niedziela): Odpoczynek w Plaza de Mulas (4300 m).
13 luty (poniedziałek): Podejście i nocleg w Nido de Condores (5400 m).
14 luty (wtorek): Podejście aklimatyzacyjne do Berlina (5850 m) i Plaza Colera (5900 m). Nocleg w Nido de Condores (5400 m).
15 luty (środa): Atak szczytowy z Nido de Condores (5400 m) i powrót do niej na nocleg.
16 luty (czwartek): zejście z Nido de Condores (5400 m) do Plaza de Mulas (4300 m).
Dzień szczytowy
Prognoza pogody na nadchodzące dni wskazywała na jej załamanie począwszy od 16 lutego. Mieliśmy do wyboru wrócić do Plaza de Mulas i poczekać na lepsze warunki pogodowe albo spróbować zaatakować szczyt jeszcze przed ukończeniem pełnego procesu aklimatyzacji. Lider Rysiek Pawłowski podzielił nas na dwie grupy, kierując się stopniem naszej aklimatyzacji i sprawności fizycznej. Pierwsza grupa (wraz z Liderem) liczyła 3 osoby i miała podjąć 15 lutego próbę wejścia na szczyt. Druga grupa miała poczekać na nowe okno pogodowe.
Dzień szczytu zaczął się bardzo wcześnie, tj. pobudką o 4:00 rano i wymarszem niecałą godzinę później. Z Nido de Condores na szczyt mieliśmy do pokonania około 1560 m przewyższenia. Skoncentrowałem całą swoją energię na to podejście. Gdy doszliśmy do Plaza Colera (5900 m) było jeszcze ciemno. Czekając na wschód słońca posililiśmy się i nawodniliśmy się. W dalszą drogę ruszyliśmy po godz. 7:00.
Dalej szlak wiódł na północną grań, którą przeszliśmy na północno- wschodnie zbocze góry. Stamtąd wspinaczkę kontynuowaliśmy aż do przełęczy, na której stała zrujnowana drewniana chata o nazwie Independencia (6380m). Byliśmy tam parę minut przed 10:00. Następnie trasa prowadziła jednostajnie pod górę, podchodząc trawersem na grań Cresta del Viento. Z tego punktu zaczął się trawers przechodzący ponad Gran Acarreo. Teren był bardzo odsłonięty i wiał niesłabnący wiatr. Trawers kontynuował po przekątnej, która dotarła do miejsca zwanego La Canaleta. Tam przywitał nas skalny mur La Cueva (6650 m). La Cueva (6650m) był kluczowym punktem, w którym zrobiliśmy ostatni odpoczynek. Uzupełniłem płyny w organizmie, zebrałem siły i oceniłem możliwości na ostatni wysiłek.
Wydaje się, że końcowy odcinek, jaki pozostał na szczyt powinien zająć mało czasu, ale w rzeczywistości zabrał kilkadziesiąt minut trudnego marszu. W tamtym momencie mogłem sprawdzić całe wcześniejsze przygotowanie fizyczne i psychiczne oraz aklimatyzację, aby przeciwstawić się tak dużemu wysiłkowi. Na koniec na ostatnich metrach wchodziło się skalistą ścieżką od północnej strony na skalne stopnie, które prowadziły już na sam szczyt…
Na szczycie Aconcagua stanąłem o godzinie 14:25. Radość wprost niewyobrażalna. Zrobiłem kilka zdjęć, nakręciłem film i nie mogłem się napatrzeć na niesamowitą panoramę gór. Od dołu widać było podchodzące chmury. Po około 30 minutach, jakie spędziliśmy na szczycie czas było wracać do Nido de Condores. Po dojściu do obozu od razu zaległem w swoim śpiworze. Ogromne zmęczenie odebrało mi apetyt. To był długi, męczący, ale za to niezmiernie szczęśliwy dzień.
Powrót do bazy
Następnego dnia wcześnie rano obudziły nas silne porywy wiatru. Nadciągało załamanie pogody. Czym prędzej ruszyliśmy do obozu bazowego Plaza de Mules. Jak się potem okazało – w samą porę. W Plaza de Mules dopadło nas załamanie pogody. Wiał silny wiatr połączony z dużymi opadami śniegu. Siedziałem w namiocie szczęśliwy wspominając poprzedni dzień…
Z całej naszej szóstki finalnie czterem osobom udało stanąć się na szczycie. Pozostała dwójka musiała uznać wyższość góry.
Drugi szczyt w Koronie Ziemi za mną 🙂